poniedziałek, 29 października 2007

autorka zdjęcia: Madia



zamek królowej śniegu

remake

Ekran trzepocze się między oknami, próbuje się wydostać
na zewnątrz, poza błękit. Miejsce jasne
zostało oddzielone od naturalnych świateł. Przenikanie
przez palce nic, wszystko przez ciekły kryształ, ma kolor
bezbarwny, to przecież nie jest barwa

w głębi linie splatają się w siatkę, potem tworzy się przestrzeń
ze złudzeń i z praw perspektywy, idealnie drugi wymiar

elektronowe motyle nie chcą wyjść do trzeciego. Gubią się
bardzo jasno, jak szkło, w którym każdy Kaj i każda Gerda
pokochają spojrzenie równie ciekłe jak z Królestwa Sopli.




Od Północy...



noce pędzą chmury, ja nie widzę. wiatr
że nie słyszę nocy, za rogiem szklarz
rzeźbi w ramie okna dwa małe krzyże
i trzeci


to wszystko na szczęście, na podróż
do wielkiego domu, ojciec kupi meble
skoro nie ma szyb, chociaż tę ramę
dziecko, otworzy się przestrzeń



niebo się rozpogodzi, to ujęte
we własne granice.



**

W małych miastach, przy stolikach
magia śpi. I dym
płynie w zimę, i dzwoni
carillon, carillon, to przesąd
a jednak każdy wznosi oczy
do komina.


W chmurze ma kształt pudełka, a w nim
miś z ósmego lata, lalka
z czwartej wiosny i list
na białym papierze, w głębi
serduszko.

wtorek, 16 października 2007

SNY

1.

CZTERY WERSY O PARASOLU

znam tylko dwa warte znaczenia słowa, więc na razie
nie powiem ci nic. Wybacz mi parasol
rozpięty między tobą, deszczem i mną
stając po stronie deszczu wiem, że mogę spokojnie milczeć.


2.

EPITAFIUM (LIBAN)

te jasne twarze, zwrócone do słońca
zarażały gorącem i łzami. o poranku stopy biegną
jak na spotkanie raju. pod nimi ziemia się pali
a moja ziemia, tu blisko tętnic, smakuje gorzko
nie leży mi w dłoni taki płacz


a nie mam dziś dla ciebie na pożegnanie chleba
sól na skórze oczyszcza pewnie tylko ostatnie wahania
świt wstaje i muszę wiedzieć, co mam zrobić
z gałązkami oliwnymi, z białym płótnem, w które cię ubiorą
wierzę jeszcze w cienie rzucane przez tamte domy
na pocztówkach


zza obcej góry, zza chłodnej łąki, przynoszę ci pustynną posługę
w imię zgłosek, których znaczenia nikt cię nie nauczył


3.

SOLARIS


Wiesz, Filipie, że ryby śpiewały w Ukajali
na narodziny słońca? To nic, że przyszło im później
zamilknąć z wrażenia. Bóg ryb się nie pomylił


idąc ścieżką, na której znalazłeś ślady niczym z wojny
wszyscy zapomnieli, nikt już nie da świadectwa. Lato jest cierpkie
jak zbyt stare śliwki, pod skórą ryb nie płynie prawdziwa krew
tak mówisz i płaczesz, kiedy nikt cię nie widzi, wiesz o tym, Filipie
że nawet sto ognistych cudów nie zwróci głosu morzu, że na brzegach
zawsze będziemy się tylko mijali, a to, o czym wołają oczy ludzkich dzieci


pozostanie dla nas dowodem na przeciwne twierdzenia.


4.

ODPOWIEDŹ


piszesz do mnie w listach coś o poezji, miękkości
wcale nie mam nieba pod powiekami, a kiedy śpię
widuję szarość, jak ze spranych rękawiczek, czuję
ostrość ziemi, opór kamieni, ciało
walczy, jak z zimnym powietrzem, poduszka jest twarda
pod głową piętrzą się skały


o nie rozbije się każda woda, każde cieplejsze słowo
żadne nie stanie się wzorem, wyszytym na pościeli jedwabną nitką
żadne niczego nie wygładzi, jak dłoń wyrównująca aksamit


stalowe żaluzje miasta opadają późno
niewiele w tym rytmu. Jeden mi znajomy
był w sposobie czytania twoich samogłosek.


5.

SEN O DĘBACH

Piotrowi W.




gdybyś obudził je cicho, na palcach
grałyby świerszcze o świcie, sny, wody i piasek by się zbiegły
przy pierwszym otwarciu oczu


niebo oparte o drzewa, za rogiem niemożliwy zakręt
i dąb, słoje ma złote jak obrączki


ale śni się inaczej, idziesz i nie wracasz
w prześwit ani nawet w półmrok
jeden krok za drugim, coraz mniej ciszy


6.

SEN O YSTAD

Podobno wszystko jest chemią. Trzepoczą powieki
szczypie coś, świat wpada do źrenic, wypływa na policzki
dlatego pewnie tak piecze. Co ci
zimniej mi, wiesz.
Wiem


mniej niż wczoraj, bo wczoraj jest dalekie
a innej wiosny nie umiem sobie przypomnieć.


Fotel wciąż stoi pod oknem, firanka się rusza
jakbyśmy jeszcze czekali. A przecież za szybami
ulice są puste jak przystań po świcie, reszta się zapełni
dopiero za innym horyzontem, w innych domach.
Zajęte w nich wszystkie szafy, walizki leżą pod łóżkami
aż strach porównać. Boję się zresztą, że nie zdążę


zanim przyjdzie ta zima, której nie dostrzeżemy od razu
ani ty, ani ja.


7.

N.N.

wódz podnosił brwi
jak buławę
skandował: ani guzika

śmiały się guziki:
nie damy nie damy chłopców
płasko przyszytych do wrzosowisk



pod stopami jest tamta milcząca ojczyzna
republika pogrzebana
leżą tu oparci o niebo
jak gest ostatnich godzin

rzeczpospolita cicha
obywatele podziemnych jaskiń
nad ich brunatną kołyską śpiewały różne wiatry

zbierały się jak oddech albo niesiony nad wody
cień czapki, jak zaczepiony o gałąź włos
kładły się na rzece przedziwnym kirem
napełniały nurt powietrzem

oczy lasu odwracały się, brzmiały piosenki z otwartych chmur
zasadzimy tu mech i paprocie, będzie miękko, będzie ciepło
zaznaczymy ścieżki, zakreślimy
strome schody, po nich schodziło się na dźwięk
ostatniej salwy, w tle zachodził
czerwony sierp słońca

8.

DOLNA BRAMA

nie śmieję się z tamtych słów ze słowika na obrazku
z wyszywanych serc jakby zasnąć wypadało tylko pod ściegiem
szczęśliwym haftem na piecu nie śmieję się

czerpię z czereśni stare drzewa dają słodsze owoce
rzucają większy cień inaczej też się przy nich szepcze

gdzieś jest krzywa ławka obok deska wyjęta na skrót
droga do pachnącego groszku droga do porzeczek
do grządek śmiechu i zieleni tędy właśnie tędy
co niektórzy ponieśli ofiarę nie łatwo było się zmieścić
to dla ogórków nie śmieję się z krzywej ławki nie śmieję

9.

SIECI


kołysanie jak z tamtej strony piasku, mam jeszcze na tętnicy
wyciosany ślad po ogniu, drugi i trzeci, i będzie tak zawsze
coraz bliżej do brzegu

tu nie wieje, tu w lej
układają się tylko gwiazdy
nawet te znad miasta, które nazwano domem chleba

trzy pytania i trzy odpowiedzi, jak trzy głosy o świcie
jak łzy zimne niczym nóż, a potem jak to żelazo
którym znaczy się na zawsze, oddając boleśnie

ognisko po drugiej stronie
tu i tam, przecież wiesz wszystko
wiesz, czym jest powrót, i że noc
ma się już ku końcowi