poniedziałek, 13 sierpnia 2007

nad morzami - brzeg

pewnego dnia zamilknę na dobre na tej linii położę

dłoń na ustach

może odtąd zaznaczą się milczeniem


wszystkie poprzednie wersy

niedziela, 12 sierpnia 2007

plac Europa w deszczu


na mokrym paryskim bruku ulicy on i ona pod chmurami
uciekają przed deszczem a może po prostu
idą pod wielkim stylowym parasolem
a gdyby tak weszli na ulice stolicy
dzisiejszej

szliby pewnie tak samo razem pod ramię, dyskretnie, aż
zamknęłyby się za nimi ciężkie drzwi domu, a gdyby nawet
on chciał schylić się bliżej, to wiedzieliby
że nie wypada

i tak deszcz dyktuje im rytm, pasuje
do niemodnej dzisiaj sukienki, cylindra
eleganckich słów z przeszłości, Paryża,
jego malarza, spaceru w kroplach.

środa, 8 sierpnia 2007

wrzosy

RAPSODIA NA POŻEGNANIE

czy to możliwe tak biec, do utraty tchu, tam,
gdzie wreszcie kończą się wrzosy
gdzie odgarniałaś tak szeroko włosy


jeszcze nic nie zdążyło urosnąć, a już
suche pola, bruzdy idą za deszczem
niepełne jeszcze

niebo ciąży nad nami, osobne
horyzonty szerokie między
naszymi ramionami, jak grady
a dalej sonaty

wielkie interwały milknących wierszy, zgubionych
na progu monet na szczęście
gruzy prozy, niespisane tomiki
urwane guziki

zapewne wszystko da się pokryć kolorem akwareli
a jednak jak długo można uciekać do utraty tchu
od wrzosowisk, od ogrodów, od bzów



WRZOSY II


płyniemy - tafle pod nami
i nad nami srebrne, skupione,
gładkie, jakby

królowa śniegu dotknęła je kolorem. Łódz zwalnia,
jakby marzła, jakby stopnie fal tężały
nieruchome, pod dłonią

przesuwa się po nich wiatr, topnieje
zieleń.
zdmuchujemy niewidoczne świece
rzucamy na fale wianki, wypowiadamy życzenia.

piątek, 3 sierpnia 2007

[KOŁYSZE CIĘ WIATR]

Kesji i Marzenie

wiatr śpi. ukołysały go
drzewa. śpisz. ukołysały cię drzewa (gałęzie
moich palców).


[...]
często jest tak, że pod wieczór
zasypiasz w łodzi, kołysze cię
wiatr. nie zwijasz sieci, bo porwie je wiatr,
więc czekasz

na poranek. a w gaju oliwnym są tacy, którzy śpią
pod niebem. I włóczędzy w przedsionku świątyni, śnią
pod niebem, naprzeciw gajów, śnią o oliwkach

jak pielgrzymujący przez pustynię lud wybrany, usypiając
na wietrze. mężczyźni siadywali, spoglądali w gwiazdy,
a ich wielbłądy śniły sny o oazach, usypiając na wietrze.

wszystkie te stropy ogromne, nietknięte dłońmi człowieka,
otwarte przed tymi, którzy nie usypiają kołysani
dłońmi człowieka.

OSTATNIE...

THE INNER SIDE

[twoje słowa są jak...]


ziarna, przesypujące się przez każde szpary
na ściany, pokrywające cienka warstwą dach,
przeguby dłoni, osiadające w przedsionkach, na rzęsach,

czekamy, aż wzejdą. aż oddech
zmierzy się z urwiskiem, z przepaścią

w źrenicy oka zasypanej drobną mąką z tego młyna
na którym widać każda woda pracuje, wzbiera, drąży
i wszystko sprzysięga się na rzecz wewnętrznej siły
której nadaje kierunek, kiedy się zasypia
nad jej śladami na dotąd idealnie gładkim kamieniu.

jeśli to prawda, że tabula rasa, że cisza, czekanie
na pierwszy przebłysk, zanim pozna się
chleb, wówczas

to, co teraz, jest dla mnie
początkiem objawienia.




KSIĄŻĘTA MGIEŁ I OBŁOKÓW



nad nami przejrzyste obłoki krainy doktryn, a my śpiewamy
co mówię, nucimy lekko i zawsze chór
em, decydując o tym zawsze przypadki
em

na Placu Miłości do Społeczeństwa ogromne chorągwie trwają,
łopoczą, rozwijają się jak płaszcze olbrzymie nad nami, chronią
(c, c , cyt) nawet od lekkiego wiatru, w pocie czoła wywoływanego
przez naganiaczy bryz

słońce jest optymalne, okrągłe,
głos spikera wyrobiony, ciepły, tenor
tout est bon, everything is all right, what a perfect day gdyż

trawnik
skoszony,
tłum
szeroko uśmiechnięty
parada
sunie dostojeństwem
przy dźwiękach
złotych w promieniach trąbek

i tu już melodia. nadajemy audycję
kulinarną. zasady mieszania elegancko
bezpiecznie i przepisowo zawarte są
w kodeksie różowej kijanki

rady narady grupowe
rady rady
kum kum